9 maja br. siedemnaścioro uczniów naszej szkoły z klas VII oraz II i III gimnazjalnych wzięło udział w zmaganiach ortograficznych. Konkurs polegał na napisaniu dyktanda, sprawdzającego znajomość tych zasad w praktyce. Zadanie nie należało do łatwych, gdyż oprócz powszechnie znanej pisowni wyrazów z ó/u, rz/ż, ch/h, nazw własnych i pospolitych, wystąpiła pisownia łączna, rozłączna i z myślnikiem, pisownia przysłówków z rzeczownikami i przymiotnikami, przyimków złożonych, tytułów dzieł literackich, czasopism i słowników, pisownia rzeczowników z przedrostkami, a także zapożyczeń z języka angielskiego.
Najmniej błędów popełnił Karol Żuk z klasy 3 a, zajmując pierwsze miejsce, drugie miejsce przypadło Aleksandrze Buksie z klasy 2 e, zaś trzecie - Julii Wojsz z klasy 2 c. Laureaci zostali nagrodzeni dyplomami oraz nagrodami rzeczowymi.
Zwycięzcom gratuluję sukcesu, a wszystkim uczestnikom dziękuję za udział i dbałość o poprawność języka ojczystego. Tradycyjnie zapraszam za rok.
A oto poniżej tekst tegorocznego dyktanda.
Organizatorka
Justyna Karpińska
_______________________________________________________________________________________________________
Superprzemiana
Ostatnio dokonałem tylu zmian w moim życiu, że nawet mama przedwczoraj mimochodem to skomentowała. Wysłuchałem zza drzwi następującej opinii o sobie: „Nasz syn jest ostatnio jakiś przeobrażony, zachowuje się jak nowo narodzony". Nie było w tej wypowiedzi żadnej ironii, a raczej nuta sympatii i bezwarunkowej akceptacji.
Dawniej, wskutek wszechogarniającej mnie apatii i epidemii lenistwa, moja ciemno zabarwiona egzystencja była nie do zniesienia. „Szkoła to najgorsze ohydztwo"- tak myślałem o kochanej budzie, akademii erudycji i miejscu czarujących randek. „Nienawidzę tej żmii Ani, nie cierpię Elżuni, rudowłosej Jadwigi, nie mówiąc już o złotoustej Sylwii i chodzącej wciąż w czerwono-żółtej bluzce Patrycji"- myślałem o klasowych koleżankach.
Pamiętam, że byle błahostka hamująco wpływała na moje plany. Wpadałem wtedy chyżo do jednego z moich pokoi, w haniebnie brudnych butach rzucałem się na łóżko, czyniąc przy tym ogromny chaos i harmider.
Aż pewnego dnia moja dusza przeżyła przemianę wszech czasów. Zakochałem się - po prostu, naprawdę i na pewno. Pół kobieta, pół anioł o niepospolitej urodzie i niebanalnym poczuciu humoru- tak najkrócej scharakteryzować mogę panią mego serca, Stefcię, która zmieniła diametralnie moje życie.
Obecnie, żeby jej zaimponować sprawnością fizyczna i nietuzinkowym wyglądem, wstaję codziennie o wpół do szóstej i uprawiam jogging, robię kilka pompek, przewrotów w tył i w przód, a popołudniami skaczę wzwyż i w dal. Ponadto kupuję w krakowskich butikach ekstranowoczesne ciuchy, na przykład oryginalne T- shirty w kolorze brudnej brzoskwini. Nie chcąc się przed nią zhańbić, przeczytałem „Quo vadis", część Homerowej "Odysei" oraz "Ziemi obiecanej" Reymonta, zgłębiłem wątek Szekspirowskiej Julii, przejrzałem słownik języka polskiego i czasopismo "Język Polski w Szkole", czym zrehabilitowałem się także w pełni w oczach naszej pani Hani od języka polskiego oraz wykazałem niewątpliwy heroizm, rzetelność i hart ducha. Ponadto wkuwam w tajemnicy francuskie słówka, bo babcia Stefanii jest podobno rodowitą Francuzką, paryżanką wprost spod wieży Eiffla.
Przede mną tyle jeszcze do zrobienia, do przeżycia, co niemiara przygód i wrażeń. Nic już nie stanie w poprzek mej drogi. Uwielbiam nieomal szkołę, kolegów, tym bardziej że nie spoglądają na mnie spode łba, a przynajmniej takie odnoszę wrażenie.